piątek, 21 lutego 2014

00. Wstęp



No ja naprawdę nie wiem, co tu się dzieje. Jeszcze się Igrzyska nie zaczęły tak naprawdę a już cyrki się dzieją. I nie mówię wcale o tym, że tutaj, w Soczi panują wręcz upały, no bo jak wytłumaczyć prawie dwadzieścia stopni w cieniu? A przecież to środek zimy, ale najwyraźniej tutaj panują inne zwyczaje i obyczaje. Ja, gdybym był na miejscu jakiś tam działaczy, zmieniłbym nazwę z Zimowych Igrzysk na Letnie. Ale przecież kto się mnie posłucha.

I tak idąc i rozmyślając, doszedłem do wniosku, że to jawna niesprawiedliwość jest, kiedy tacy Austriacy panoszą się po całej Wiosce Olimpijskiej, a my biedni sami musimy uporać się z wszystkimi bagażami i sprzętem. Musiałbym chyba zmienić orientację, wyjść za Schlierenzauera i porzucić swoje stare nazwisko Nurmsalu właśnie na nazwisko Jego. Całe szczęście, że rozum jeszcze mam to i daleko mi do realizacji takich pomysłów, bo przecież nie mógłbym być z rozkapryszonym bachorem z krzywą szczęką i głuchym na 1 ucho z ego większym niż popęd seksualny Bartłomieja Kłuska.

Jeszcze brakowało tego, żeby się trener na mnie darł. Czy on nie widział, że i tak niosłem już tyle rzeczy, że mój kręgosłup ledwo co trzymał się prosto? Czy on chciał swojego zawodnika posłać na wózek inwalidzki?
- A może trener sam zechce ponieść pięć toreb i narty? – pomyślałem. Oczywiste, że przecież nie powiedziałem tego na głos, bo pewnie za karę musiałbym mieszkać gdzie indziej. Pewnie musiałbym wkręcić się do kadry włoskiej, albo, pożal się Boże, do koreańskiej. Nie żebym się wywyższał czy żebym był lepszy od nich, no ale do koreańskiej? To byłby przecież szczyt wszystkiego. Oni to pewnie jakieś nowoczesne technologie mają i gdybym zasnął u nich w pokoju, pewnie obudziłbym się na Marsie.

Nareszcie trafiłem do wskazanego przez wolontariuszy pokoju. Siim-Tanel rzucił swoje zgrabne cztery litery na łóżko pod balkonem, więc ja grzecznie zająłem to koło łazienki, przecież swoją godność mam, no nie? Kłócić się nie będę, zwłaszcza, że Sammelselg to był całkiem równy gość. W sumie dopiero niedawno odczepił się od matczynej piersi, ale co ja sobie nim będę zawracał głowę. Jak mi fizjoterapeuta jeszcze w Estonii powiedział, że mamy hotel dzielić z Polakami to aż mi się micha sama cieszyła. Nareszcie mój poziom intelektualny nie spadnie gwałtownie w dół, oni jedyni byli chociaż paradoksalnie tak pozytywnie nienormalni, to ta nienormalność sprawiała, że byli normalni. Moje ziomeczki kochane! Oh jak ja tęskniłem za tymi czasami w Predazzo. Całe szczęście, że teraz przez jakiś czas trenowałem picie to i kacyk mniejszy będzie. Eeee….. co ja mówiłem? Kacyk!

Oczywiście, że kacyka to nie będzie, bo przecież my to profesjonaliści jesteśmy, my podczas wielkich imprez stronimy od alkoholu!

A to, że Łukasz Kruczek łapał się za głowę, kiedy ilekroć witałem skromne progi chłopaków, oznaczało tylko to, że martwił się o nich jak o własnych synów. Bo on to taki ojciec jest!

9 komentarzy:

  1. No widzę, że zaczęłaś z grubej rury ;D
    O kim jak o kim, ale o Nurmsalu w roli głównej to opowiadania jeszcze NA PEWNO nie było ;) Więc tym bardziej mi się to podoba. Zwłaszcza, że jest utrzymane w konwencji zdecydowanie pozytywnie humorystycznej. No. Także ja się zdecydowanie na to piszę ;D
    buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahahahahaha..kobieto to jest PRZEGENIALNE
    Główny bohater- miodzio :D
    Także,ten no genialna jesteś, że na to wpadłaś

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny początek! Karel Nurmsalu? Chyba jeszcze nie miałam przyjemności o nim czytać, więc będzie ciekawie :-)
    Widzę, że szykuje się takie opowiadanie na poprawę humoru, hm? A, no i może Polacy się pojawią? Piszę się na to i postaram się zaglądać. :D

    http://another-story-about-ski-jumping.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Super wiedzieć, że ktoś jeszcze zna, zauważa i lubi Kaarela Nurmsalu. Nie wiem czemu, ale mi się twarz cieszy na samą myśl :D:D Swoją drogą ostatnio oglądałam jego skoku z Plaaaanicy. A nawet loty. Ach, Kaarel, czemuż Ty teraz tak nie skaczesz?

    OdpowiedzUsuń
  5. Matura to bzdura, kto by się przejmował! (Dobra, ja się nią przejmuję już, a mam więcej czasu do niej niż Ty...)
    Tak czy siak, rozbroiłaś mnie Kaarelem i ja tutaj będę! :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Nurmsalu chyba jeszcze nie grali!:D A w połączeniu z naszą kadrą to już w ogóle czuję, że szykuje się raczej niezły odlot. To będą na pewno niezapomniane igrzyska;D
    Pozdrawiam.
    [piec-sekund]

    OdpowiedzUsuń
  7. O matko!!!!!
    Pozwól, że najpierw pozbieram szczękę z podłogi.
    To jest największe zaskoczenie tego roku, większe nawet niż widok tego czegoś co prezentuje obecnie na swojej głowie Koudelka. Karel w roli głównego bohatera to jest nokaut. A jeszcze w tak dobrym wykonaniu
    Czekam, czekam niecierpliwie na to co dalej wymyślisz.
    Pozdrawiam serdecznie
    Marzycielka

    OdpowiedzUsuń
  8. Pierwszy wybuch śmiechu miałam po zobaczeniu nagłówka.
    Drugi wybuch śmiechu miałam przy wzmiance o temperaturach w Soczi. Trze...a co ja ci tu będę wymieniać. Musiałabym chyba cały rozdział rozłożyć na czynniki pierwsze. Powiem więc, że śmiałam się przez cały czas jak to czytałam :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Hej, ho! Trafiłam do Ciebie przez przypadek, ale widzę, że będzie to zdecydowanie dłuższa znajomość, bo ów wstępniak bardzo przypadł mi do gustu ;D Bloga o Kaarelu moje oczy jeszcze nie widziały, zatem czytanie o jego perypetiach będzie dla mnie naprawdę miłą, orzeźwiającą odmianą ;)
    Na razie nie mogę wyjść z podziwu nad zachwytem Estończyka w stosunku do Polaków ;D Jeśli Nurmsalu i jego banda zamierzają prowadzić badania nad kacem (o, pardon, kacykiem) razem z Żyłą czy Kotem to naprawdę nie wiem, kto na tym gorzej wyjdzie ;D Nie, żebym miała jakieś "ale" względem naszych sportowców - zastanawiam się tylko, czy czasem Estończycy nie mają mocniejszych głów niż zaprawieni w nielicznych alkoholowych bojach Słowianie ;D
    pozdrowienia! cmok! cmok! ;D

    PS Jeśli jesteś zainteresowana moją pisaniną, zapraszam na [love--is--the--reason.blogspot.com] (Edith), [hiah-hiah.blogspot.com] oraz [nothing-is-indestructible.blogspot.com] (Anastazja).

    OdpowiedzUsuń