Śródnocną ciszę przerwały hałasy.
Długość korytarzu przemierzało kilka postaci, próbowali być jak najciszej się
da, lecz ich starania dawały całkiem przeciwne wyniki. Było już grubo po drugiej,
a oni byli w trakcie robienia najgłupszej rzeczy, jaka przyszła im do głowy
jakiś czas temu.
- Szybciej, baranie! Nie mamy
czasu, nie będziemy tutaj aż do świtu!
- Dawid, ruszże się, nie mogę oddychać…
- Nie moja wina, że założyłeś za
ciasną koszulkę!
- … a ja mówiłem, to nie chciał
mnie nikt słuchać! Mówiłem; zróbmy plan, to będziemy mieć wszystko na cacy a
tak to dupa blada i twarz Gregora. Ja jestem profesjonalistą, ja mam nadzieję,
że stąd wyjadę, a nie! Ja nie chcę wrócić do domu w kawałkach i to wcale nie z
powodu możliwych ataków terrorystycznych!
Skoczkowie porozumiewali się
zduszonym krzykiem. W pewnych miejscach naprawdę było ciemno i nie było nic widać,
więc chcąc nie chcąc ich ciała notorycznie na siebie wpadały, bądź ocierały o
różne części ciała.
- Jak nic z tego nie będzie, to
będzie twoja wina!
Jakaś niewidzialna siła kazała mi
się obudzić w środku nocy. Mój nowiusieńki telefon od sponsora, z czadową
klapką, na której namalowana była flaga Estonii, wskazywał kilkanaście minut po
drugiej w nocy. Nie wiem, czy to nieprzyzwyczajenie do nowego miejsca mnie
obudziło, czy inne złośliwości. Przetarłem trochę oczy i spojrzałem na
współlokatora. Ten to miał dobrze, spał praktycznie wszędzie i zawsze, więc nie
musiał się przyzwyczajać. Parsknąłem cicho widząc jego otwarte usta i policzek
przytknięty do poduszki. Szybko zrobiłem Siimowi fotkę. Tak na wszelki wypadek,
nigdy nie wiadomo co się może zdarzyć, te zdjęcie może być zabezpieczeniem w
razie mojej potencjalnej sprzeczki ze skoczkiem. Nie, żebym planował jakieś
kłótnie. W każdym razie, kiedy zaspany postanowiłem oddać się Morfeuszowi, moje
zacne ucho dosłyszało coraz głośniejsze odgłosy dobiegające z korytarza.
Nieeee, to nie możliwe, żeby Kazachowie wracali z jakiejś imprezy… Przecież
kiedy myśmy przytargali tu swoje rzeczy to oni już byli. Trener też to być nie
mógł, więc nie wiem kto. Zacisnąłem mocno powieki i wyobrażałem sobie, że
znajduję się w próżni i nic nie słychać. Paradoksalnie jednak, kiedy mocniej
sobie chciałem wyobrazić, odgłosy zza drzwi stawały się coraz głośniejsze.
- Co do starego Tepesa… -
mruknąłem. Podniosłem się z łóżka i zirytowany zamaszyście otworzyłem drzwi.
Skulone postacie niedaleko mnie wyszczerzyły się głupio i stały jak słup soli.
– Co… Co wy tu robicie? – zapytałem. Moim oczom ukazali się polscy skoczkowie.
Oni takie bystrzaki, myśleli, że mnie oszukają! Jedynie Mustafa włosy ich
zdradziły. Wystawały spod czarnej czapki. Cała reszta odzienia Polaka również
była w mrocznych kolorach, tak jak i reszty. Janek, widząc mnie szybko schował
latarkę, którą oświetlał sobie drogę.
- Bo… to on to wymyślił! –
wskazał na jednego z kolegów.
- Przyszliśmy cię uratować od
Kazachów!
- Od dzisiaj będziesz znów mieszkać
z nami!
Musiałem strasznie głupio wyglądać,
kiedy oni zaczęli zasypywać mnie wypowiedzianymi sentencjami, a ja,
kolokwialnie stałem i nie ogarniałem. Próbowałem zrozumieć ich przytłumione
krzyki, a robić to było trudno, bo prędkość, z jaką wymawiali zdania, można
było porównać do kałasznikowa.
- Eeee… - podrapałem się po
głowie. – Czy mógłby mi ktoś powiedzieć, co tu się dzieje? – spojrzałem po
obecnie się znajdujących na korytarzu i oczekiwałem odpowiedzi. Bo jak to można
było nachodzić biednego człowieka o takiej porze. – Poza tym, nie macie jutro
jakiś zawodów, czy coś? – spytałem. I serio, nie wiem czemu się Maciek z
Kamilem zaczęli się ze mnie śmiać.
- Otóż drogi Kaarelu – Kot
uśmiechnął się konspiracyjnie i rozejrzał, jakby kogoś szukał. – Zamierzamy cię
porwać.
- Cicho, Kocie! To miała być
tajemnica. – Kubacki fuknął, powiedział coś niezrozumiale pod nosem i zaplótł
ręce na piersi.
- Czy ty serio nie ogarniasz, czy
co? Przecież i tak by się dowiedział. – brunet wzruszył rękoma, a ja dalej nie
ogarniałem. Zaraz, porwać. Ale jak to porwać? Ale gdzie? I skoro ja wiem, to
czy to będzie potrwanie?
- Poza tym, nie tylko my, ale ty
też masz treningi, więc nic się nie stanie, jak nie pośpimy sobie troszkę
dłużej. – dodał z uśmiechem Stoch i poklepał mnie po ramieniu. No nie. Nawet
ten! A ja go uważałem za dojrzałego i spokojnego. Tymczasem cicha woda brzegi
rwie!
Zanim zdążyłem cokolwiek
powiedzieć, cała piątka Polaków wparowała mi do pokoju i zaczęła wyrzucać z
szafek moje rzeczy i ubrania. Otworzyłem szerzej oczy, i nie wiedziałem, czy to
ja byłem taki nieogarnięty, że nie wiedziałem, co zrobić, czy oni to mieli
wszystko zaplanowane. Aż dziw, że Tanel się nie obudził. Jeszcze czego!
Podkablowałby trenerowi i nie miałbym życia, tak jak i reszta.
- Zostawcie! – syknąłem. – Dobra!
– podniosłem ręce w geście poddania, a na twarzach chłopaków wykwitły szerokie
uśmiechy. Tak ułamkami sekund doszło do mnie, że jeśli rzeczywiście mógłbym u
nich mieszkać, to może tą „przeprowadzkę” trzeba by zrobić w bardziej
cywilizowany sposób. – Cicho! Okej, jeśli mam się do was przeprowadzić, to
muszę mieć pewność, że Sammelseg mnie nie wyda, poza tym, muszę obmyślić plan,
żeby trener myślał, że tu mieszkam.
- Spoko, wszystko przemyślane. –
Głos Ziobry dobiegł mnie gdzieś spomiędzy szafy i rzeczy. – Kocur się ładnie
uśmiechnął do recepcjonistek, pobajerował je i załatwił dodatkowe klucze do
wejść. Jeśli będzie coś nie tak, one dadzą mu cynk i szybko i bez problemu
będziesz mógł się tutaj dostać
- Wszystko przemyśleliście. –
Pokręciłem przecząco głową i się zaśmiałem. Ci faceci mieli więcej oleju w
głowie niż myślałem. Oh, jak dobrze, że mają takiego Maćka. Zaświeci buźką
przed dziewczyną a ta już jest cała jego.
Odwróciłem się, bo usłyszałem za
sobą głośny rechot. Ja nie wiem, co oni mają z tym śmianiem, mam nadzieję, że
nic nie brali, bo jeszcze ich przetestują i zdyskwalifikują. Niech się cieszą,
że ja taki dobry kolega jestem i się o nich martwię. Ale kiedy zobaczyłem
przyczynę ich rechotu, całe te zmartwienie odeszło w zapomnienie.
- Bokserki w serduszka? – Kamil
zagwizdał. Palcami trzymał gumkę od moich gaci. Aż cały zdębiałem i pobladłem.
- No chyba nie myślicie, że to
moje. – bąknąłem. Odchrząknąłem chwilę potem, żeby nie było, że się stresuję. -
Młody wieczorem wrzucił też trochę swoich rzeczy do szafki, pewnie jego. –
wzruszyłem ramionami i przybrałem minę, jakby mnie to nie ruszyło. No bo
przecież jeśli pomyślą, że rzeczywiście to moje, to będą ciągle mi je
wypominać. – Oj cicho! – wyrwałem bokserki z rąk Stocha i cisnąłem je w kąt.
- Przynajmniej nie w kwiatki! –
Żyła z Kubackim przybili sobie piątki, a ja cały czerwony na twarzy rzuciłem
się w wir pakowania.
Po kilkunastu minutach
wyruszyliśmy do budynku, gdzie mieszkałem jeszcze rankiem dnia poprzedniego.
Staraliśmy się nie obudzić nikogo. Miałem nadzieję, że nic takiego się nie
stało. Na wszelki wypadek napisałem Sammelsegowi notatkę, w której wyjaśniłem,
co postanowiłem zrobić. Wiem, że pewnie się na mnie obrazi, ale miałem
nadzieję, że się tak nie stanie. Wtajemniczyłem go odrobinę w nasz plan, by
czasem nie strzelić sobie w stopę. Kartkę położyłem na stoliku obok jego łóżka.
Panująca wokół ciemność w mig
stała się jasnością, kiedy weszliśmy do właściwego budynku. Na szczęście
wiedziałem, gdzie mam się kierować, więc reszta nawet się nie odzywała słowem.
Jak potulne baranki szliśmy prawie ramię w ramię, a kiedy byliśmy na piętrze,
skierowaliśmy się w stronę pokojów. Dawid, wlokąc się kilka kroków za nami,
potknął się o niewidzialną przeszkodę i runął na ziemię jak długi. Kamil wraz z
Jankiem już zdążyli wejść do pokoju, a my, słysząc otwierające się jakieś drzwi
z przerażeniem spojrzeliśmy po sobie. Piotrek się mocował z kartą magnetyczną,
która jak na złość nie chciała zadziałać. W ostatniej chwili wpadliśmy do
pokoju, dosłownie wtedy, kiedy dosłownie nad Mustafem pojawił się Trener
Łukasz, który nie miał za wesołej miny. W sumie nie potrafiłem określić jego
stanu emocjonalnego. Nie byłem psychologiem, ale przynajmniej przez szparę w
drzwiach dojrzałem jego podkrążone oczy. Pewnie zarywał się nocki żeby seriale
oglądać, no bo o oglądanie czegoś innego trenera nawet nie śmiałem podejrzewać.
Ja ze swojej strony mogę mu polecić na przykład estońską wersję Mody na Sukces,
może nie tak długi tasiemiec jak amerykański, ale pod względem zwrotów akcji o
wiele ciekawszy. Jeśli was to interesuje, to nie, nie oglądam. Jeśli masz
zakochaną w tym serialu matkę i babcię – wiesz o nim wszystko.
- Dawid, co tu robisz? – Kubacki
słysząc głos trenera wstał z ziemi i otrzepał się z niewidocznego kurzu. – I
dlaczego masz kurtkę i plecak?
- No to już po nas. – mruknął
Kot, pchając się, by dojrzeć jak najwięcej.
- Myślisz, że nas wyda? –
spytałem.
- Cii! – uciszył mnie. Nie miałem
szerokiego pola widzenia, ale dało się dojrzeć, jak twarz blondasa traci
kolory.
- Bo wie trener… Ja to tak lubię
sobie wstać w nocy i pójść na spacer… Żeby się do tlenić, tak! No bo wiesz
Łukasz, jak się mózg dotleni, to przecież się lepiej śpi! No więc dlatego ta
kurtka…
- A plecak? – Kruczek zmrużył
oczy i przyjrzał się swojemu podopiecznemu.
- Eeee…. Śmieci w nim mam, tak!
Kosz cały zapełniliśmy a nie chcieliśmy brudzić podłogi, to pomyślałem, że może
przy okazji wyniosę, żeby było więcej miejsca. – Kubacki wyraźnie zadowolony
poklepał Łukasza po ramieniu. – Powinieneś być z nas dumny, że dbamy o
środowisko, a nie! Nie moja wina, że Kamil żre te czekoladki jak wiewiórki
orzechy. – podniósł ręce w geście bezradności, a Kruczek widocznie nie wiedział
już, czy skoczek sobie z niego żartuje, czy mówi prawdę.
- Idź ty jednak spać, bo
majaczysz, Dawid. Dobranoc.
____________
Przepraszam. Przepraszam, że mam takie zaległości w waszych blogach, ale mam zamiar wszystko w weekend ponadrabiać.
Czy wy też tak macie, że w głowie coś macie tak świetnie wymyślonego, a w wordzie trudno wam posklejać zdania? ;C

Oj, kochana, u mnie to samo. W głowie cały scenariusz na najbliższe pięć rozdziałów, a jak przyjdzie co do czego, to zdania sklecić nie potrafię.
OdpowiedzUsuńWidzę, że nasz zespół, to bardziej się powinno określać mianem "brygada" czy coś. Od zadań specjalnych.
Widzę, że jestem z Kaarelem w podobnym położeniu, jeśli idzie o "Modę na sukces". Ja też - o zgrozo - jestem na bieżąco. Bo moja babcia to kocha.
No cóż. Bywa.
buziaki :**
Uwielbiam Ciebie, Kaarela i wszystkich wariatów :D:D Nic więcej nie napiszę. I nie chcę żadnej Laury ani nikogo. Do szczęścia wystarcza mi oni. Uwielbiam :D:D
OdpowiedzUsuńP.S. A Kaarel był szósty, szósty, szósty!!!!!
A poza tym jestem prawdziwym prorokiem :D Wiedziałam, że wariaty Kaarela nie opuszczą na pastwę Kazachów ;)
UsuńBokserki w serduszka ahahahahahaha lovki <3
OdpowiedzUsuńPolska drużyna i mistrzostwo świata w knuciu niecnych planów, no mają chłopcy pomysły ;p
Boże, ten Kubacki.. dobra, nic nie mówię.
OdpowiedzUsuńUśmiałam się tak jak od dawna nie miałam okazji, dziękuję.
I czekam też na nowość na Twoim drugim blogu.
Pozdrawiam.
Mistrzowie, kuźwa, intrygi :D
OdpowiedzUsuńAle tak w sumie nie mam się o co czepiać, bo ostatecznie złapać się nie dali i nawet trenerowi potrafili wcisnąć taką ciemnotę, że to aż żal słuchać (ale jednak działa!).
No i to jest jednak przejaw bardzo dobrych serc, że nie zostawiają przyjaciela na pastwę Kazachów, chociaż wciąż nie wiem dlaczego oni są tacy niby niebezpieczni:D
Pozdrawiam.
[piec-sekund]
Czytając ten rozdział ciągle mi w głowie grała muzyczka z Mission Impossible. Wyobraziłam sobie chłopaków takich cało na czarno z latarkami, Jaśka fikającego koziołka przez środek korytarza i taką całkowitą konspirację w ciemnym hotelu. Szczerze, to po nich można się wszystkiego spodziewać i nic z ich strony nigdy mnie nie zdziwi. Nigdy. :D
OdpowiedzUsuńKaarel to jak swój. Jakby nam kiedyś brakowało czwartego do pokera w kadrze (choć lepiej oby nie! No, ale gdyby...) to jego można by dopisać na konkurs drużynowy, a co. :D On taki kochany, nikt by się nie zorientował.
A Kubacka końcówka tego rozdziału wygrywa wszystko. Dejvi wygrał wszystko.
I tak, też mam tak, że w głowie wszystko wygląda tak fajnie i wydaje mi się, że pisanie pójdzie szybko, a jak przychodzi do napisania, to nagle nie wiem jakich słów użyć i jak zbudować zdanie. Nie cierpię tego uczucia i potem wydaje mi się, że piszę na siłę i nic dobrego z tego nie wychodzi. Frustrujące, no ale trzeba jakoś się docisnąć i pisać. I w ogóle, to po Tobie i tym rozdziale w ogóle nie widać, żebyś miała jakieś problemy. Jest super i tyle. :)
Pozdrawiam i życzę dużo cierpliwości i weny!
Uwielbiam takie komediowe opowiadania, ale to jest wprost genialne ;D na dodatek Kaarel, haha dobrze wybrałaś głównego bohatera, no i ogromnie się cieszę, bo polska drużyna też tu występuje :D Kubacki jak zawsze coś wymyśli, ale po Kamilu to bym się nie spodziewała, tacy szaleeni :D
OdpowiedzUsuńzastanawia mnie tajemnicza Laura.. kim jest i po co przyjechała? mam nadzieję, że niedlugo się dowiemy. Życzę duuużo weny i szalonych pomysłów! ;)
mam dokładnie tak samo jak Ty! w głowie formuje się idealny plan, idealne opowiadanie, idealne kwestie a jak trzeba je przelać na worda to kupa :C
OdpowiedzUsuńopowiadanie bardzo mi się podoba, tak jak zresztą sam bohater, który jest świetny! :)
zapraszam również na mojego skoczkowego bloga, którego prowadzę z kuzynką ; http://heja-norge.blogspot.com/
matko, nie wierzę, nasi chłopcy włamywaczami i przemytnikami estońskich skoczków! xd całe szczęście, że kłamią lepiej, niż przemycają, bo inaczej Łukasz dałby im do wiwatu. pisanie w perspektywy Kaarela, w połączeniu z Twoim genialnym poczuciem humoru sprawia, że muszę się mocno trzymać krzesła, żeby nie leżeć na podłodze ze śmiechu.
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że następna część pojawi się już wkrótce, bo mam niedosyt :)
Jeśli masz ochotę to zapraszam na pożegnanie z Lucy i Jurijem.
OdpowiedzUsuńhttp://the--bittersweet--life.blogspot.com
Marzycielka
Czekam i podejrzewam, że wszystkie czytelniczki czekają na jakiś maleńki choćby rozdział :-)
OdpowiedzUsuńProszę nie porzucaj bloga- jest naprawdę fantastyczny :-)
Życzę weny :-*